ODKRYCIE 34.BATERII ARTYLERII NA HELU
21 maja 2006 r., po kilkuletnich poszukiwaniach, odnaleziono, odkopano i zinwentaryzowano stanowiska ogniowe legendarnej 34. baterii artylerii nadbrzeżnej sformowanej pomiędzy Helem, a Juratą już podczas działań wojennych
Stawiacz min ORP „Gryf”
Była to największa, a zarazem budząca dotąd wiele kontrowersji, jednostka pływająca Marynarki Wojennej II RP. Projekt nowego okrętu powstał w Biurze Projektów Marynarki Wojennej w ramach rozpoczętego na początku lat trzydziestych programu modernizacji sił minowych.
Od początku zakładano jednak, że będzie to jednostka wielozadaniowa. W czasie pokoju miał to być okręt szkolny zdolny do odbywania rejsów oceanicznych ze słuchaczami Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej, a w czasie wojny silnie uzbrojony stawiacz min. Tak postawione warunki spowodowały, że "Gryf" miał stać się największym okrętem polskiej floty. W związku z tym dowództwo floty postawiło przed okrętem jeszcze jedno zadanie, okrętu reprezentacyjnego i rozważano umieszczenie na pokładzie katapulty i wodnosamolotu, których ostatecznie nie umieszczono na pokładzie ze względu na brak miejsca.
Budowa "Gryfa" została zlecona francuskiej stoczni Augustin Normand w Le Havre, położenie stępki miało miejsce 14 listopada 1934 roku, a wejście do służby 27 lutego 1938 roku. Okręt otrzymał, niczym niszczyciel, silne uzbrojenie artyleryjskie. Artyleria główna składała się z sześciu armat 120 mm Bofors wz. 34/36. Te sześć armat zainstalowano na czterech stanowiskach, dwóch dwulufowych i dwóch jednolufowych.
Wybuch wojny zastał okręt w porcie na Oksywiu, około godziny 6 rano ORP "Gryf" wyszedł w morze, kierując się w stronę kryp minowych, znajdujących się w Jamie Kuźnicikej, skąd pobrał 300 min morskich. O godzinie 18.00 nastąpił nalot niemieckich samolotów na zespół polskich okrętów, w tym "Gryfa", podążających na Hel. Żadna z bomb nie trafiła w okręt bezpośrednio, jednak pobliski wybuch jeden z bomb zabił dowódcę okrętu. Pierwszą decyzją jego zastępcy było wyrzucenie nieuzbrojonych min do morza, co spowodowało zakończenie operacji "Rurka", której celem było postawienie dużej zapory minowej w Zatoce Gdańskiej. Po dojściu okrętu na Hel okręt został przygotowany do roli pływającej baterii artylerii. W tej funkcji, 2 września, odpierał ataki lotnicze, a 3 września nad ranem "Gryf" wraz z "Wichrem" wygrały starcie z niemieckimi niszczycielami "Leberecht Maass" i "Wolfgang Zenken". Po południu 3 września, pomiędzy godziną 14 a 15, następuje kolejny nalot niemiecki, w jego trakcie "Gryf" został trafiony. W wyniku trafień doszło do osadzenia okrętu na dnie portu i pożaru zbiorników paliwa, który trwał do 5 września.
34. bateria artylerii nadbrzeżnej
Częściowo zatopionym okrętem, a właściwie jego uzbrojeniem, zainteresował się por. mar. Edmund Pappelbaum. Oględziny wraku wykazały, że pożar strawił głównie dziób i śródokręcie okrętu. Wieże artylerii głównej usytuowane na rufie nie ucierpiały. Ponadto z uzyskanych informacji wynikało, że w magazynach na lądzie jest spory zapas amunicji kal. 120 mm możliwe było też wydobycie amunicji z zatopionych komór amunicyjnych okrętu. W głowie Pappelbauma zrodził się pomysł zdemontowania obu wież rufowych i ustawienia ich na lądzie w charakterze baterii nadbrzeżnej mogącej w znacznym stopniu przyczynić się do wzmocnienia sił obrońców półwyspu.
Swój pomysł przedstawił dowództwu gdzie początkowo uznany został za nierealny lecz po głębszej analizie możliwy do zrealizowania. Pappelbaum uzyskał zgodę, mianowano go dowódcą nowej baterii, która otrzymała numer 34. Na lokalizację stanowisk ogniowych wybrano wydmę oddaloną o 3 km na północny-zachód od Góry Szwedów. 34. Bateria miała stamtąd ochraniać sektor pomiędzy Helem i Jastarnią od strony otwartego morza zwolniony 12 września przez baterię „grecką” przeniesioną pod Juratę z zadaniem ostrzału stanowisk niemieckiej artylerii nękających obrońców z drugiej stronie zatoki.
Pappelbaum otrzymał do dyspozycji grupę 100 marynarzy i ok. 9 września przystąpiono do demontażu armat. Operacją tą kierował chor. Franciszek Jendrasiak. Jako pierwszą z pokładu okrętu zdjęto wieżę 1-lufową. Przy wieży 2-lufowej pracy było zdecydowanie więcej gdyż była ona częściowo pod wodą. Wyróżnił się tutaj bezimienny nurek, który odkręcał śruby fundamentowe mocujące armatę do pokładu. Gdy dźwig ustawił armatę na nabrzeżu doszło do tragedii. Okazało się, że w jednej z luf tkwi pocisk. Gdy wieżę podnoszono by ustawić ją na drewnianych balach po których miała być przetoczona do kolejki wąskotorowej nastąpił wystrzał. Pocisk rozerwał na strzępy st. mar. Krawczyka.
Zdjęte z okrętu armaty rozmontowano i kolejką wąskotorową przewieziono w rejon nowych stanowisk. Tam ekipa, kierowana przez ppor. rezerwy inż. Henryka Wagnera, prowadziła pracę przy budowie betonowych fundamentów. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że prace te były wykonywane głównie w nocy by ukryć budowę nowej baterii przed wzrokiem niemieckich obserwatorów. Około 17 września obie wieże były już w wyznaczonym rejonie. Rozpoczął się proces ustawiania ich na nowych stanowiskach.
W dniu 30 września wszystko było już gotowe i wieczorem z wieży 1-lufowej oddano dwa próbne strzały. Następnego dnia miano przestrzelać armaty wieży 2-lufowej. Bateria była gotowa, obie wieże stały solidnie na swych podstawach, teraz wystarczyło już tylko wypatrzyć wrogie okręty, aby działa z "Gryfa" mogły ponownie przemówić !
Daremny był jednak trud marynarzy-artylerzystów. Ich nadludzki wręcz wysiłek nie został uwieńczony sukcesami bojowymi, gdyż następnego dnia helski garnizon skapitulował. Podobnie jak na innych bateriach, i tutaj żołnierze zdemontowali istotne elementy armat, aby utrudnić Niemcom ich ponowne wykorzystanie. Poszli do niewoli z uczuciem zawodu, że ich wysiłek nie przyniósł wymiernego pożytku w działaniach obronnych. Jednakże historia właściwie osądziła ich czyny, bowiem publikacje nt. obrony półwyspu podają historię 34. baterii jako jaskrawy przykład niezłomności i pomysłowości obrońców.
Przez dziesięciolecia o 34. baterii zachowały się jedynie wspomnienia zachowane na łamach książek. I choć można odnaleźć dziś w muzeach w Gdyni i Warszawie dwie wieże z "Gryfa", to są to armaty zdjęte z wraku okrętu już po wojnie. Losy ustawionych na lądzie egzemplarzy nie są znane. Jeszcze większą tajemnicą była lokalizacja 34. baterii. Wszystkie dostępne wspomnienia wymieniały jedynie lakoniczną wzmiankę o wydmie położonej w połowie drogi z Helu do Jastarni.
Kilka lat temu grupa pomorskich miłośników fortyfikacji i znawców militariów, zrzeszona obecnie w Pomorskim Stowarzyszeniu Ochrony Fortyfikacji "Reduta" oraz pod szyldem Pomorskiego Forum Eksploracyjnego postanowiła podjąć próbę wyjaśnienia losów „zaginionej” baterii. Analiza dostępnych tekstów oraz badania terenowe pozwoliły zawęzić obszar poszukiwań. W kwietniu 2004 r., podczas jednej z kolejnych wypraw, odkryto zagrzebaną głęboko w ziemi podstawę betonowo-stalową. Wstępnie odkopano tajemniczy obiekt i rozpoczęły się domysły. Jego nieznana forma skłaniała do wniosku, że pochodzenie nie jest niemieckie. Od razu pojawiła się więc nadzieja, że to właśnie pozostałość po owej symbolicznej baterii dział z "Gryfa". Jednak aplauz opadł po zmierzeniu podstawy armaty znajdującej się w gdyńskim Muzeum Marynarki Wojennej. Łoże dolne miało znacznie większe rozmiary niż śrubunek na odkopanym obiekcie. Ponadto we wszystkich wspomnieniach podstawy armat 34. baterii opisywane są jako betonowe kwadraty o boku ok. 3 m podczas gdy to co znaleźliśmy było okrągłe i znacznie większe.
Przełom w poszukiwaniach nastąpił dopiero w maju 2006 r. gdy zaprzyjaźniony miłośnik historii i poszukiwacz przekazał informację o betonowym obiekcie mogącym być podstawą armaty zlokalizowanym zaledwie 100 m od już odkrytego. Ponownie odżyły nadzieje, padł pomysł zmierzenia drugiej z wież, mniejszej, znajdującej się w zbiorach MWP w Warszawie. Okazało się, że pierścień śrub na podstawie znalezionej w 2004 r. pasował idealnie do łoża dolnego pojedynczej wieży artyleryjskiej z "Gryfa" !
21 maja 2006 r. doszło do spotkania, w trakcie którego wspólnymi siłami odkopano w całości wskazane drugie stanowisko. Gdy po wielogodzinnej pracy można było wykonać konieczne pomiary, nie ulegało już wątpliwości, że oto ukazała się brakująca podstawa pod wieżę z podwójną armatą ! Tym samym, razem z setkami kilogramów odkopanego helskiego piasku, rozwiany został wreszcie całun tajemnicy nad dokładną lokalizacją i wyglądem stanowisk 34. baterii artylerii nadbrzeżnej.
Tekst: Cezary Piotrowski
GALERIA ZDJĘĆ